[...]
- To postanawiam Ci towarzyszyć, aż do końca - zaśmiałem się. Przez najbliższą godzinę obserwowałem Victorię. W pewnym momencie, podszedł do niej jakiś naćpany, pijany facet. Nachylał się, przyciągał do siebie Victorię. Dziewczyna dzielnie odpierała jego ataki. W końcu gość nie wytrzymał i dotknął jej pośladków. Poderwałem się gwałtownie i zbiłem z nóg, kopiąc wprost w tył kolan. Przyłożyłem mu nóż do gardła, a Moist nie wiadomo skąd pojawił się, owinięty wokół mojej ręki. Syknął na faceta.
- Wiesz co to jest - rzuciłem ostro. - To, może Cię zabić. Więc następnym razem radzę Ci zostawiać barmanki w spokoju, jeśli sobie tego nie życzą. A teraz, wstaniesz i pójdziesz stąd.
- Spier***** - mruknął facet, próbując mnie zrzucić.
- Wiesz, jakie to gatunek? To wąż, który zabija swoim jadem w ciągu dowolnym dla węża. On sam wybiera. Jeśli jest zagrożony, zabija w ciągu kilku sekund. Jeśli ktoś jest jego wrogiem, wstrzykuje jad, na który nie ma lekarstwa. Umiera się w okropnych męczarniach, nawet 24 godziny. I nic nie jest w stanie Cię uratować. Bądź grzeczny, bo staniesz się jego wrogiem.
Facet zbladł gwałtownie i przełknął ślinę. Skinął nerwowo głową, cały czas patrząc na Moista. Wąż, dla zabawy, polizał go po policzku.
- Nico - wtrąciła twardo Violence. - Puść go. Już wystarczy.
- Ale..
- Nicholasie Lincolnie, puść go, powiedziałam.
Ton jej głosu przekonał mnie, abym to zrobił. Wstałem z niego. Jak najszybciej wybiegł z klubu. Spojrzałem na Victorię.
- Nic Ci nie jest?
(Victorio?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz