[...] Skończyliśmy namiętnym pocałunkiem. Z uśmiechem wyszedłem spod
prysznica, wyciągając za sobą Pandorę. Okryci ręcznikami wyślizgnęliśmy
się z łazienki. Stanąłem, jak wmurowany. Odruchowo osłoniłem Pandorę
ramieniem. Przed nami, w przedpokoju stał Marc Jacobss. Mierzył mnie
nienawidzącym wzrokiem.
- Ile razy Ci mówiłem, abyś nie zadawał się z moją córką? - wycedził, nie patrząc nawet na Pandorę.
- Nic o niej nie wiesz - odpyskowałem.
- Violence jest moją córką!
- I co z tego? - syknęła Violence, która znienacka pojawiła się tuż obok nas.
- Nie wolno Ci się z nim zadawać! A tym bardziej udostępniać mój apartament!
- Zostaw go w spokoju! Nic Ci nie robi.
- Wciągnie Cię w narkotyki! Albo gorsze rzeczy - mówił, taksując wzrokiem Pandorę. - Nawet sobie ku*wę sprowadził.
Zasłoniłem dłonią usta Pandory, aby dziewczyna nie zrobiła niczego złego.
- To moja narzeczona - skłamałem gładko.
- Doprawdy? - powątpiewał.
- Idziemy stąd - rzuciła Violence i wypchnęła swego ojca z pokoju. -
Nico, uważaj następnym razem. A Ty - uśmiechnęła się nieznacznie do
Pandory. - Zajebiste włosy. Do zobaczenia, kocie - miauknęła i wyszła.
- To było dziwne - stwierdziłem po chwili. Pandora parsknęła śmiechem.
(Pandoro?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz