Było późne popołudnie. Wślizgnąłem się niepostrzeżenie do pokoju Violence. Lilia leżała na łóżku, naga, z zamkniętymi oczami. Bez makijażu, naturalnie.
- Nico, mógłbyś mi przypomnieć jaki dzisiaj dzień?
- Piątek, kocie - powiedziałem, rozbawiony. Zawsze umiała mnie wyczuć. Usiadłem koło niej, przyglądając się jej nagiemu ciału.
- Dzisiaj w 'The Kiss of Angel' - zawyrokowała nagle i wstała, otwierając szeroko oczy. - Tylko w co ja mam się ubrać?
Spojrzała na mnie krytycznie. Miałem na sobie czarne jeansy i białego T - shirta. Zapaliłem papierosa i zaciągnąłem się, wciągając do płuc gryzący dym.
- Bądź Lilią. Świecącym, kolorowym kwiatem - zaproponowałem i podniosłem się leniwie. Violence przymrużyła oczy i podniosła podbródek. Instynktowny odruch. Po chwili wyjęła mi z ręki papierosa, pociągnęła i puściła mi w twarz kilka kółek. Kąciki moich ust uniosły się. Violence westchnęła ciężko i spojrzała na mnie z rozbawieniem.
- Skarbie, jesteś okropny.
- Wiem. I za to mnie kochasz - zaśmiałem się i znikłem za lakierowanymi, czarnymi drzwiami. Garderoba Violence zawsze sprawiała, że czułem się jak w labiryncie. Nie wiem, ile czasu tam szperałem. W końcu wyszedłem, niosąc borówkową bombkę ze stalowymi szpilkami, bransoletą i kopertówką. Wręczyłem ubrania Violence w zawadiackim uśmiechu. Dziewczyna przewróciła oczami i znikła w łazience. Moista znalazłem tam gdzie zawsze; pod łóżkiem. Strzegł swej pani lepiej od tuzina ochroniarzy. Wąż zwinął się w kłębek na moim brzuchu; wydawało się, że śpi. Po jakimś czasie Violence wyszła z łazienki. Była już ubrana i umalowana. Zupełnie inna osoba, a ja nigdy nie mogłem się zdecydować, którą kocham bardziej. Wręczyła mi stalowy lakier do paznokci. Już zdążyłem się nauczyć, że jestem jej stylistą. Posłałem jej buziaka i wziąłem się do malowania. Mieliśmy już wychodzić, gdy Violence coś sobie przypomniała.
- Nico, jak Ty wyglądasz! - zawołała i pocałowała mnie w szyję, odbijając ślad swojej czarnej szminki. Zadowolona z efektu, wsiadła do samochodu; czarnego, dużego SUV' a. Wskoczyłem na przednie siedzenie i zawiozłem nas do 'The Kiss of Angel'. Dotarliśmy około 21, a ludzi nadal przybywało, choć już panował niezły tłok. Wtem, wypatrzyłem w tłumie dziewczynę. Siedziała samotnie przy barze, zachwycająca, rudowłosa piękność. Szczupła, wysportowana. Piękna. Nachyliłem się nad Violence i pocałowałem ją w usta. Moist przepełzł na moje plecy.
- Idź skarbie, zabaw się - zamruczała. Zamówiłem sobie Cuba Libre (rum, cola, limonka), a dla tajemniczej dziewczyny Mohito. Podszedłem do niej i postawiłem na blacie drinka.
- Ogniście ruda, jak piekło, jak grzech w tym Mieście Grzechu, i samotna? - spytałem z figlarnym uśmiechem.
(Anabel?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz