"Pytamy: Jak duże jest prawdopodobieństwo, by coś mogło powstać z
niczego? Lub, oczywiście, odwrotnie: Jak duże są szanse, by coś
mogło istnieć od zawsze? I bez względu na wszystko: czy da się
obliczyć, jakie były szanse, aby materia kosmiczna nagle pewnego
dnia przebudziła się świadoma swego własnego istnienia?"... Słowa
czytanej właśnie przeze mnie książki brzmiały mi w uszach. "Świat Zofii"
moja ulubiona lektura. Przedstawia rzeczywisty, prawdziwy świat...
inaczej...
Siedziałem na ławce w Central Parku i wczytywałem się w słowa książki. Brzmiały mi w uszach. Mój ulubiony fragment <ten wyżej>. Mógłbym rozmyślać nad tym wiecznie... Niestety smutna rzeczywistość... Spojrzałem przelotnie na zegarek. -Choroba jasna!- mruknąłem pod nosem i wstałem, nie odkładając książki. Ruszyłem przed siebie. Nagle na kogoś wpadłem. Książka wypadła mi z rąk wprost do dużej, błotnistej kałuży. To była dziewczyna... -Patrz jak leziesz!- krzyknęła na mnie. Nie to jednak było teraz moim zmartwieniem. Wyjąłem szybko mokrą książkę z kałuży i zacząłem przecierać chusteczkami. O dziwo uw dziewczyna nie odchodziła. -Co chcesz?- spytałem cicho, skupiając się jedynie na mokrych kartkach i rozmytym tuszu -Eeeee... Przeprosin!?- krzyknęła ponownie -Eh... tu będzie niewidoczne, muszę przepisać ręcznie...- mruknąłem do siebie pod nosem, oglądają jedną stronę- Akurat ten fragment... -Helo!!- krzyknęła, wyrywając mi książkę -Przepraszam...- powiedziałem, patrząc jej w oczy. Była niska i miała ciemne włosy. Wydawała się być typem imprezowej laski, którą obchodzi tylko zabawa (coś jak moja siostrzyczka, jak ja to kocham...). Po chwili z jej lewej ręki książkę wyrwała dziewczyna z fioletowymi włosami, mocnym makijażem i kilkoma tatuażami. -EJ!!!- krzyknęła. Ja poznałem tą dziewczynę. Fioletowowłosa zaczęła przeglądać kartki -Violence?- spytałem niepewnie, a ta podniosła oczy, wbijając we mnie wzrok -Alex? -O co come on!?- powiedziała pod nosem druga dziewczyna... <Violence, kuzynko ma? A może Anastasia?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz